czwartek, 14 stycznia 2016

Jestem mamą – jestem (nie)doskonała!

 

Czy trzeba dążyć do doskonałości?

 Myślę, że warto, ale nie za wszelką cenę. Przy dążeniu do doskonałości trzeba mieć świadomość tego, że musimy się rozwijać i poznawać to co nowe, ale w tym wszystkim nie możemy zapominać o naszym szczęściu i szczęściu naszych najbliższych.
Szczęście i radość naszych dzieci nie wynikają z tego jaki mamy idealny porządek w domu, czy zawsze ugotowany obiadu dwudaniowy na czas, ale mają swoje przyczyny w naszej miłości i w czasie, który możemy naszym dzieciom poświęcić. Zmęczona mama, która nie ma ani siły ani ochoty na zabawę, to nie jest doskonała mama w oczach dzieci.

Gdy urodziłam pierwszą córkę, moją -J-, gdy zostałam mamą pierwszy raz, nagle wszystko w moim życiu się zmieniło. Poza wielką miłością do mojej córeczki, miałam świadomość, że zrobię wszystko, żeby być dla niej najlepszą mamą na świecie. Idealną.

Tylko wtedy nie mieściło mi się jeszcze w mojej głowie, że ideałów nie ma oraz to, że dziecko ma inne wyobrażenie o doskonałej mamie niż my.

Mieszkałam z moją mamą, która mimo tego, że chodziła do pracy, to i tak znajdowała czas aby mi pomóc. Zatem do gotowania, prania, sprzątania i opieki nad –J- byłyśmy dwie i mój mąż –M-. Zatem relacja w domu kształtowała się 3 dorosłych i 1 dziecko, a jak się czasem włączył do opieki mój tata, to relacja była 4:1.
Jak byłam zmęczona, a –M- nie było w domu, to mogłam liczyć na pomoc mojej mamy. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że macierzyństwo to najwspanialsza rzecz na świecie i być ideałem w tej kategorii nie jest trudno. Byłam więc zadowoloną, świeżo upieczoną mamą. Był czas na spacery i na zabawę z dzieckiem, nie było problemu z ugotowaniem obiadu czy posprzątaniem, bo miałam pomoc. Miałam też czas dla siebie.

Po wyprowadzce od moich rodziców, gdy –J- miała pół roku, też nie było źle, bo te najtrudniejsze chwile były już za nami, wypracowany był plan dnia. Jak -J- skończyła rok poszłam do pracy i z pomocą przyszła teściowa, mój –M- pracował w nocy, więc mogliśmy podzielić się opieką nad –J-, a teściowa zajmowała się małą jak nas nie było.

Jak urodziła się kolejna nasza córeczka –O-, starsza miała już przeszło 4 lata. Wtedy już świat nie wywrócił się nam do góry nogami, bo wiedzieliśmy co nas czeka, dodatkowo –O- była spokojnym dzieckiem, sama zasypiała, dużo nie płakała i uwielbiała obserwować –J- podczas zabawy. Jak skończyła rok wróciłam do pracy. Z pomocą w opiece znowu przyszła moja mama, która już tym razem mogła cieszyć się wolnym czasem na emeryturze. Starsza –J- chodziła do przedszkola.
Także wszystko układało się świetnie. Łatwo było powiedzieć, że można być idealną mamą.

(Choć teraz, patrząc na siebie z obecnej perspektywy to bym siebie nie określiła jako idealna mama w tamtym czasie – ale z perspektywy dzieci, można powiedzieć że byłam prawie doskonała)

Los tak sprawił, że kolejny raz przeprowadziliśmy się i po pewnym czasie na świat przyszła nasza kolejna córeczka –A-.
Nie spodziewałam się, że to będzie aż taka rewolucja, po dotychczasowych doświadczeniach nic nie zapowiadało aż takich zmian w moim życiu, a przede wszystkich w moim samopoczuciu. Na początku było dobrze, nawet bardzo dobrze. –J- chodziła do szkoły, -O- chodziła do przedszkola, mąż –M- każdego ranka przed pracą odwoził je, a sam jechał do pracy. Dziewczyny miały obiady w szkole i przedszkolu, mąż jadał w pracy, ja sobie coś na szybko ugotowałam, a mała –A- … jej nic oprócz mleka i bliskości mamy nie było potrzebne. 
Ale jak zaczęły się wakacje i zostawałam sama z całą moją kochaną trójką i z wszystkimi obowiązkami w domu typu: gotowanie, sprzątanie, pranie to już czułam, że brakuje mi sił
i energii, że ta radość z bycia mamą gdzieś ucieka. Relacja diametralnie się odwróciła,
i wyglądała tak: 1 osoba dorosła na 3 dzieci. (Mąż większość dnia spędza niestety w pracy).
Ale obiecałam sobie, że nie będę narzekać, nie będę się skarżyć na to, że się nie wysypiam, że bolą mnie plecy, że nie mam dla siebie czasu i nie umiem sobie zorganizować dnia tak, żeby jeszcze zdążyć zrobić obiad, wyjść z dziećmi na spacer i świetnie się z nimi bawić. Nie będę prosić o pomoc, bo przecież dam radę. Ale niestety nie dałam rady. Zaczęły mi się piętrzyć stosy wypranych ubrań, których nie miałam czasu poskładać i schować do szafy, sterty brudnych naczyń piętrzyły się na zmywarce, bo nie było czasu, aby opróżnić zmywarkę z czystych naczyń, a co najgorsze pojawiły się kłopoty w karmieniu małej. A to był dla mnie priorytet, bo niestety dwie starsze córy nie były karmione naturalnie tyle ile bym chciała (ale o tym innym razem).

I wtedy powiedziałam sobie STOP, tak nie może być, muszę coś z tym zrobić. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie da się być idealną matką, a już na pewną nie przy trójce dzieci. Że nie mogę próbować za wszelką cenę wszystkiego zrobić idealnie, perfekcyjnie, bo wtedy na pewno w jakieś sprawie nawalę. Że muszę przyznać się sama przed sobą do tego, że nie daję rady. Dlatego zaczęłam mówić o tym, że jest mi ciężko, że mam dosyć. W pierwszej kolejności poprosiłam o pomoc doradcę laktacyjnego i męża, co odniosło pozytywny skutek w karmieniu (tym też się z Wami podzielę). Więcej też zaczęły pomagać mi starsze córki.
Po tych niespełna dwóch latach od pojawienia się w naszym domu trzeciej córki, raz jest lepiej raz gorzej, ale teraz inaczej patrzę na aspekt idealnej mamy.
Inni pytają się mnie jak sobie daję radę z trójką dzieci, z ich obowiązkami szkolnymi, zajęciami pozalekcyjnymi, z moimi obowiązkami domowymi i z organizacją planu na cały dzień. No właśnie PLAN DNIA to podstawa. Wtedy mówię im, że po prostu czasem odpuszczam i nie robię tego, co nie jest konieczne na dany moment, pranie czy brudne talerze nie zając nie uciekną, a dzieci rosną i w końcu „uciekną” z domu, dlatego to im teraz muszę poświęcać najwięcej mojego czasu.
Ale teraz już nie przeszkadzają mi takie rzeczy jak wystające ubrania z kosza na bieliznę, czy kilka brudnych naczyń na zmywarce, nie odkurzam domu codziennie, tylko jak jest brudno, jeśli nie chce mi się robić dwudaniowego obiadu, to kupuję dziewczynom pierogi z truskawkami. Muszę się jeszcze tylko nauczyć, aby nie traktować obowiązków domowych jako czegoś nieprzyjemnego. A to będzie trudne …

Dlatego narzekajcie, mówcie innym, że potrzebujecie czasu dla siebie, nie bójcie się przyznać przed samą sobą, że nie wszystko potraficie ogarnąć, proście innych o pomoc, o to, by ktoś zajął się trochę dzieckiem, bo musicie się wyspać, złapać oddech i dystans. Jeśli czujecie potrzebę zrobienia czegoś dla siebie: wzięcia gorącej kąpieli, pomalowania paznokci, pójścia do fryzjera, wyjścia na basen, czy np. na Zumbę albo przeczytania książki, przede wszystkim mówcie o tym swoim bliskim a razem na pewno znajdziecie jakieś rozwiązanie.

Na zakończenie dodam jeszcze:

Doskonały to odznaczający się najwyższą jakością, mający wszelkie zalety, zupełny, absolutny, nie mogący być ulepszany.

Doskonałość to termin określający cechy osoby, a więc doskonała mama, która jest uważana za ideał, jest także kresem dążeń ludzkich, gdyż rzecz doskonała nie może być, zgodnie ze swym znaczeniem, ulepszana.
I w tym sensie trudno jest być doskonałą mamą, która na wszystko ma czas i wszystko potrafi zrobić.

Ale doskonałe jest to też to co spełnia wszystkie funkcje, do których zostało stworzone.


A do czego została stworzona mama? – Do kochania swoich dzieci, do okazywania im tej miłości, do okazywania dzieciom tego, że są dla mamy najważniejsze. Więc w tym sensie każda z nas jest doskonałą mamą!

-D-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz