środa, 19 października 2016

UCIECZKA...

Tak się ostatnio zastanawiam, czy to normalne, że matka ma czasem ochotę gdzieś uciec, schować się przed wszystkimi?

Czy Ona - Matka, która tak tych dzieci pragnęła...
Czy Ona - Matka, która kocha swoje dzieci, jak nikogo innego na świecie...
Czy Ona - Matka, która by życie oddała za swoje dzieci...


Może w ogóle myśleć o tym aby choć na chwilę uciec gdzieś i pobyć sama...?
Czy ma do tego prawo... i nie tylko do myślenia o tym ale i do faktycznego pobycia sama ze sobą...?

Czy gdy potrzebuje bycia tylko w swoim towarzystwie i gdy o tym ma odwagę powiedzieć... to czy jest złą matką...?
Czy inne mamy też mają taką potrzebę...?

Czasem gdy patrzę na inne matki to wydaje mi się, że one mają więcej cierpliwości, więcej miłości, więcej zrozumienia dla swoich dzieci, nic nie jest wstanie wyprowadzić ich z równowagi, mają więcej czasu dla swoich dzieci, a przy tym mają wysprzątany cały dom, są pięknie pomalowane i ładnie ubrane...
A ja taka szara myszka przy nich jestem... i w domu mogłoby być bardziej posprzątane i cierpliwości więcej... i spokoju... i wytrwałości w postanowieniach...

Mam świadomość, że dzieci najwięcej uczą się obserwując nasze zachowania... 
Swoim przykładem pokazujemy im jak powinno się żyć... jak zachowywać się w konkretnych sytuacjach...
Wiem o tym... ale to jest takie trudne... gdy już brak cierpliwości po raz setny powtarzać... początkowo spokojnie... 
aby wyniosły plecak... 
aby posprzątały piżamy... 
i po śniadaniu, obiedzie czy kolacji wyniosły naczynia... 
aby kurtki powiesiły i buty ułożyły... 
i lekcje żeby odrobiły... 
i na instrumentach trochę pograły... bo przecież tak bardzo tego chciały... a teraz te chęci uciekają... gdzieś w siną dal... 
i żeby się wreszcie pośpieszyły...
Takie błahe sprawy... takie przyziemne... ale przecież to one składają się po części na nasze wspólne życie... nasze wspólne relacje...
Gdy mama musi ciągle chodzić i po wszystkich sprzątać... i o wszystko się prosić to potem sił i czasu brakuje na przyjemności... to więcej zdenerwowania wkracza w nasze życie i krzyku niepotrzebnego...
więc proszę i tłumaczę... że to dla wspólnego dobra... ale czasem to jak do ściany...

I wtedy właśnie przychodzi ta myśl... aby uciec... uciec gdzieś na chwilę... a nie ciągle gonić... sprzątać... gotować... pilnować... wozić... a czasem i myśleć za moje dzieci...
Ale tak uciec od wszystkiego... móc po prostu pospacerować... lub posiedzieć w ciszy i pomyśleć...
Nabrać dystansu do wszystkiego...
Po takim odpoczynku nabieram nowych sił... trochę więcej cierpliwości mam... przynajmniej przez jakiś czas...

Wczoraj miałam tę przyjemność pobyć sama w ciszy i pospacerować... 
i pogoda nie była najgorsza... 
ta możliwość pojawiła się dość przypadkowo i nie trwała zbyt długo... ale nawet czasem czterdzieści minut spokoju pozwala nabrać dystansu i energii... 
No i oczywiście gdyby nie inne osoby nie byłoby to w ogóle możliwe... dlatego dziękuję im bardzo...






Gdybym wiedziała, że będę miała okazje pospacerować nad zalewem, wzięłabym aparat... a tak tych kilka zdjęć zrobiłam telefonem...

Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

czwartek, 13 października 2016

JAK JA NIE LUBIĘ TAKIEJ JESIENI...

Ostatnie dni nas nie rozpieszczają...

Jest zimno i bardzo szaro...
Ciągle pada deszcz...
Dni robią się coraz krótsze...
Wydaje mi się, że wstaję w środku nocy..., bo przecież za oknem jeszcze ciemno gdy dzwoni budzik...
Gdzie podziała się ta piękna polska złota jesień...?
Brakuje słońca, ciepła i energii...
Dzieci chorują... jedno po drugim... a i mnie dzisiaj dopadło jakieś choróbsko...
Rano brak chęci do wstania z łóżka... a i potem w ciągu dnia trudno się zmobilizować do czegokolwiek...

W taką pogodę najlepiej zrobić sobie pyszną aromatyczną kawę lub herbatę z domowym sokiem malinowym i otulić się ciepłym miękkim kocem i powspominać słoneczne, wakacyjne chwile...
Poprawy humoru coraz częściej szukam w zdjęciach pełnych chorwackiego słońca...

Uciekam myślami do minionych wakacji... wspominam... i już planuję kolejne...

Tym razem odwiedziliśmy to samo miejsce w Chorwacji co w tamtym roku... a i tak zwiedziliśmy kilka nowych zakątków...
Do Chorwacji jeździmy po to aby cieszyć się słońcem... ciepłym morzem... 
Cieszyć się wspólnie spędzanymi ciepłymi, romantycznymi wieczorami...

 i pięknymi widokami...

Chcemy mieć pewność, że będzie ciepło i nie będzie padał deszcz... niestety nasze polskie bałtyckie morze choć piękne i urokliwe... nie daje 100% pewności na piękną wakacyjną pogodę...

Choć w tym roku i w Chorwacji zdarzyły nam się 2 chłodne i trochę deszczowe dni... 

Mieliśmy też okazję obserwować burzę nad chorwackimi wyspami...
Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć błyskawic, które co chwilę było widać na niebie...

Ale dzięki temu odkryliśmy nowe oblicze Chorwacji i jej klimatu...
Od samego początku Chorwacja i w tym roku zaczęła nas zaskakiwać...
Jeszcze w drodze na Zadarską riwierę naszym oczom pojawiła się dziwna mgła... która wyglądała jakby paliły się duże obszary... unosiła się w górę jak dym...

Trochę był to dla nas szok... bo w dzień, w który wybraliśmy się do Trogiru... padał deszcz... a temperatura na trasie spadła do 17 stopni C...
W ten pochmurny dzień, w drodze do Trogiru nad masywem górskim unosiły się piękne białe chmury... taka puchowa kołderka... zjawisko było przepiękne mimo chłodu... zdjęcia niestety nie oddają tego uroku... dodatkowo były robione w czasie jazdy samochodem...



Trogir nas bardzo nie zaskoczył...  
Jest ładnym miastem...
Wprawdzie nie zwiedzaliśmy wewnątrz zabytków (muszą jeszcze na nas poczekać - uznaliśmy, że z małymi dziećmi to nie zbyt dobry pomysł)...  ale...
Ale wydaje mi się, że jeśli ktoś był w Dubrowniku, który jest niesamowity, czy w Splicie a nawet w Zadarze... to inne miasta choć piękne już tak bardzo nie zachwycają...   

Myślę, że wiecie co mam na myśli...

To tak jak z Plitwickimi Jeziorami i parkiem KRKA... najpierw byliśmy w Parku Plitwickich Jezior, który wywarł na nas takie ogromne wrażenie, że jak potem pojechaliśmy do KRKA, to uznaliśmy że to nie jest to... piękny park ale już nas tak nie ujął jak Plitvickie Jeziora, mimo możliwości kąpieli przy wodospadzie... (zresztą woda była okropnie zimna)...

Albo Riwiera Makarska... te widoki... piękny kolor wody... masyw górski Biokovo... i te urocze małe miejscowości... jak ktoś najpierw pozna tę riwierę i się w niej zakocha, to potem szuka tego gdzie indziej...

Obecnie, ze względu na małe dzieci w naszej ekipie, decydujemy się na wyjazdy bliższe... Nasz wybór padł na Północną Dalmację, a dokładniej Riwierę Zadarską... i ją na razie odwiedzamy i zwiedzamy...
Głównym dla nas obecnie atutem jest brak kamieni w wodzie... 
Dzieci mogą bezpiecznie i wygodnie bawić się  w morzu, bo na dnie jest drobniutki żwirek, który jest jak piasek, tylko jest ciemno szary...
Dzieciom nawet udało się z niego robić różne budowle...

Podobno ta część Adriatyckiego Wybrzeża, na której znajduje się Riwiera Zadar jest najbardziej różnorodna, obfituje w małe zatoki, wyspy i wysepki...
Pomału ją odkryjemy... i jej piękno... bo całe wybrzeże Chorwackie jest na pewno piękne...
Na tym kawałku wybrzeża Morza Adriatyckiego rozpościera się wiele starych miasteczek z bogatym dziedzictwem kulturowym...
Najważniejszym miastem riwiery jest oczywiście Zadar ze swoją bogatą historią i licznymi zabytkami...
Innym ważnym historycznym miejscem w okolicy, który odwiedziliśmy jest Nin – miasto królów. Bardziej na północ jest miasto Biograd, które było kiedyś miejscem koronacyjnym królów...
Następnym razem chcemy wybrać się na jakieś wyspy, chcemy zobaczyć Pakostane, położone z jednej strony nad morzem, z drugiej nad jeziorem Vransko i pewnie jeszcze kilka innych miejsc...


Ale miało być o pięknej słonecznej Chorwacji a jak na razie to o deszczu i o zabytkach...

O miejscach, które odwiedziliśmy postaram się w niedalekiej przyszłości trochę napisać...
a teraz zdjęcia z pięknej słonecznej Chorwacji...






Dziękuję, że tu zajrzałaś/-eś i zapraszam ponownie.

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

poniedziałek, 10 października 2016

MÓJ DOM...

Pomału dociera do mnie, że mój dom nigdy nie będzie jak te z blogów wnętrzarskich czy kolorowych magazynów...

Uwielbiam jasne, białe i szare przestrzenie, białe meble, cegłę, piękne dodatki...

Uwielbiam czytać i przeglądać blogi, gdzie pokazujecie swoje piękne domy czy mieszkania... nawet mam kilka ulubionych...

Zachwycam się zdjęciami Joasi prowadzącej blog My little white home.
Pięknie zaaranżowała swoje mieszkanie, w którym mieszka wraz z mężem i trójką swoich dzieci, no i psem jeszcze...
Z niecierpliwością czekam na nowe posty Ani, prowadzącej blog Mój dom - moja przystań, która jest bardzo kreatywną osobą i  z wielką subtelnością urządza swój nowy dom...
Jest jeszcze kilka innych blogów, do których chętnie zaglądam i szukam inspiracji na to jak udekorować mój dom...

Ale im więcej przyglądam się tym blogom... i obserwuję przyzwyczajenia i zachowania mojej rodziny, tym częściej dociera do mnie, że prędko nie nadejdzie ten dzień, w którym siądę na fotelu a wokół mnie będzie porządek, kwiaty w wazonie i wnętrze urządzone z gustem i pasującymi do siebie rzeczami...
Coraz częściej mam wrażenie, że nigdy nie będę miała pięknego i uporządkowanego wnętrza, w którym każdy element będzie stanowił nieodłączną wizualną całość...

Czasem jak patrzę na mój dom to wydaje mi się, że takie wnętrza, o których ja marzę, nie istnieją i nie mają prawa istnieć... 
A na pewno nie mogą istnieć w domach, gdzie są dzieci... 
Czasem wydaje mi się, że to nie możliwe, aby w tych domach ktoś w ogóle mieszkał i jeszcze chodził do pracy na 8 godzin, ogarniał dzieci, męża i gotował wyśmienite dania...
A kiedy czas na urządzanie, zmianę dekoracji... i poszukiwanie tych dekoracji... 
Choć przeczą temu zdjęcia na blogach, które przeglądam...
A utrzymanie porządku w tych domach jest chyba jednym z najważniejszych kluczy do sukcesu...

Dodatkowo, czas się przyznać przed samą sobą, że ja niestety nie mam zdolności dekoratorskich... 
Nie potrafię stworzyć przestrzeni, którą będę mogła się zachwycać i którą będą zachwycać się inni... 
Wiem co mi się podoba...
Wiem jak chciałabym aby wyglądał mój dom...
Ale niestety nie potrafię tego wcielić w życie, nie potrafię złożyć tego wszystkiego w piękną całość i wykorzystać mebli i dodatków, które już mam...
Brakuje mi zapału i zdolności aby przerabiać i odnawiać rzeczy które mam, a które są ładne, tylko np. są w nieodpowiednim kolorze...
Trochę też się boję, że je po prostu zniszczę przez brak umiejętności...

Kolejna sprawa to pieniądze... podobają mi się piękne dekoracje, ale ich ceny zazwyczaj są dość wysokie jak na moje realia finansowe... a przerabiać i odnawiać nie potrafię i brak mi do tego zapału... albo dokładniej wytrwałości... bo zapał jest i chęci są... ale zabrać się i dokończyć już jest trudniej...
Ile ja się naczytałam i naoglądałam jak robić meble z kartonu, jak odnawiać i malować meble z fornirem (chciałam meble w kuchni przemalować) i wiele innych porad DIY, których nigdy nie wdrożyłam i nie wypróbowałam...

Czasem skuszę się i kupię jakąś ozdobę... ale staram się wtedy aby te pieniądze, które chcę na to przeznaczyć poszły też na szczytny cel...
I tak ostatnio wylicytowałam wspaniałą tabliczkę z przepięknym napisem, która pasowała idealnie na Naszą 12-stą rocznicę ślubu...
Pieniążki poszły na pomoc pewnemu chłopakowi a ja mogę się cieszyć piękną ozdobą...
I Was zachęcam do takiej formy pomocy... możecie kupić coś pięknego dla siebie lub jako podarunek dla innej osoby... 

Obecnie np. stoję przed wyzwaniem przemalowania komody Aspelund z płyty... Komoda jest brązowa... kupiona z 7-8 lat temu w Ikei... Do tej pory stała w pokoju gdzie pasowała do pozostałych szaf, ale musi zmienić miejsce... chcę ją wykorzystać... ale chcę aby była biała... czytałam o farbach kredowych... ale ich cena jest dość wysoka... czytałam, że jeszcze trzeba potem tę farbę zabezpieczyć woskiem... i obawiam się, że nie wyjdzie mi to zbyt dobrze... Poszukam w necie informacji i inspiracji... mam tylko nadzieję że na tym się nie skończy i komoda będzie ostatecznie biała... ;) i że mi się uda zrobić to dobrze, bo przecież pomalowanie komody to nie to samo co pomalowanie skrzynki po jabłkach... większa odpowiedzialność...

Tak sobie myślę, że może choć taras uda się zrobić w stylu, który mi się podoba...
Może uda mi się tak dobrać meble i dodatki aby do siebie pasowały...
Choć już napotykam na pierwsze przeszkody...
Chciałam mieć piękne białe firany (ew. zasłony) na tarasie... ale dotarło do mnie, że nasz kot nie odmówi sobie skakania po nich jak nawet delikatnie będą powiewały na wietrze...
Chciałam też mieć na tarasie leżankę z miękkim materacem i poduchami, aby można było wygodnie sobie na niej poleżeć... ale po pierwsze ceny są zabójcze... nawet chciałam wystawić starą sofę którą mamy w salonie (bo i tak w końcu będę musiała kupić nową) ale wtedy dotarło do mnie, że z tej sofy nie ściągnę materaca aby uchronić go przed zalaniem... a przy obecnej pogodzie widzę, że niestety mimo zadaszenia deszcz tak zacina, że i tak cała podłoga jest mokra... więc muszę mieć możliwość schowania poduch i materaca...
Mam też piękną drewnianą szpulę po kablu, którą chcę przerobić na stolik... ale czy mi się uda...
-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.