piątek, 23 grudnia 2016

WSPÓLNY CZAS...

Święta tuż tuż...
Z porządkami u mnie marnie....
Jeszcze sporo mam do zrobienia...
Ale jakiś czas temu zmieniły się moje priorytety...
Uznałam, że porządek w domu świetna rzecz, ale nie kosztem czasu spędzanego z dziećmi...
Tak to już jest przy dzieciach... że ledwo posprzątamy... a już znowu trzeba coś uprzątnąć...
Dlatego w tym roku dałam na luz w tej sprawie...
Choć nie ukrywam, że trochę za bardzo i dziś muszę trochę podgonić...
Atmosfery świątecznej niestety nie czuję nadal...
Już wiem co jest tego przyczyną... ale nie o tym teraz...
Ponieważ chcę aby dzieci były zadowolone i szczęśliwe... 
To na nich głównie się teraz skupiam...
I tak wczoraj zrobiłyśmy kilka ozdób z MASY PORCELANOWEJ...
Jest to dla nas zupełna nowość...
A dowiedziałam się o czymś takim jak masa porcelanowa dzięki Ewie z bloga mojedziecikreatywnie.pl
Tu znajdziecie dokładną instrukcję jak wykonać taką masę... 
http://mojedziecikreatywnie.pl/2016/11/sucha-porcelana-przepis/
Jest to bardzo proste, skoro mi wyszło za pierwszym razem...
Wprawdzie zrobiłam chyba mniej tej masy, ale najważniejsze są proporcje...

Do zrobienia takiej masy potrzeba:
- mąki ziemniaczanej,
- kleju Wikol,
- oliwki dla dzieci,
- soku z cytryny.

Do dwóch jednakowych miseczek dałam dokładnie tyle samo kleju i mąki ziemniaczanej
I to chyba jest najważniejsze... aby objętościowo było tyle samo...
Dodałam 2 łyżki oliwki i 2 łyżki soku z cytryny...
Wymieszałam, potem zagniotłam...

A potem była tylko zabawa...

No i trzeba pamiętać aby dać dzieciom tyle masy ile akurat potrzebują, a resztę schować do foliowego woreczka, żeby nie wyschła...

Niestety niektóre ozdoby podczas suszenia się wygięły... Podejrzewam, że są za cienkie...

A teraz trochę zdjęć...













Dziś będziemy stroić choinki w naszym domu...
A ja będę próbowała poczuć Świąteczną Atmosferę...


Życzę Wam Wszystkim zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie najbliższych osób.
Życzę Wam Wszystkich Błogosławieństwa Bożej Dzieciny na cały nadchodzący Nowy Rok.



Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta... 
Zapraszam ponownie...

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

wtorek, 13 grudnia 2016

GDZIE UCIEKŁA TA ŚWIĄTECZNA ATMOSFERA...

Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie czuję tych nadchodzących Świąt...

U większości osób już choinki się pięknie prezentują...
Domy są wysprzątane... 
Wszystko pachnie świeżością...
Piękne świąteczne dekoracje wyglądają z każdego zakamarku...
Prezenty już czekają zapakowane...
Pierniczki już upieczone...

A u nas tak mało świątecznie... 

Trochę udało mi się udekorować kominek na Mikołajki i tyle...

Tyle rzeczy mam jeszcze do zrobienia...

Tych codziennych... a gdzie reszta...

Pranie goni pranie... kosz pełny brudnych ubrań... pralnia zawieszona wypranymi rzeczami... w miskach czekają ubrania na poskładanie... a część już na włożenie do szaf...

Zmywarka codziennie czeka na wyładowanie a kolejne sterty brudnych naczyń na włożenie... 

Zabawki dopiero co posprzątane znów leżą wszędzie...

Obrazków całe sterty leżą na stoliku... cała trójka uwielbia rysować... więc i obrazków wszędzie pełno... no i żadnego przecież nie można wyrzucić...

Z każdego kąta uśmiechają się do mnie złowrogo rzeczy, które wymagają uprzątnięcia... 

Wystarczy, że choć raz odpuszczę... i potem tak trudno jest się z tego wszystkiego wygrzebać...

Dodatkowo jak na złość choroba goni chorobę... ostatnio jelitówka... niestety... i mnie dopadła...

I tak jakoś przez to wszystko chęci brak... do czegokolwiek...

Zaczytuję się w postach innych mam, które sobie tak super radzą...
a mnie niemoc jakaś dopadła... jakaś apatia...

Ta monotonia codziennych obowiązków mnie przytłacza...
Jestem ostatnio taka jakaś przygnębiona... zniechęcona do działania...
Czuję się bezsilna... nie potrafię się temu przeciwstawić...
Dlaczego...?
Przecież już za chwilę wracam do pracy... to są ostatnie dni, które mogę w pełni wykorzystać...
Więc dlaczego nie potrafię...?

Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta... dziś niestety dość przygnębiającego, ale cóż tak się dziś czuję... nie zawsze jest świetnie...
Zapraszam ponownie...
Mam nadzieję, że będzie bardziej optymistycznie...

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

wtorek, 6 grudnia 2016

MIKOŁAJKOWO...

U nas pomalutku robi się świątecznie...
A u Was?

Dziś tylko kilka zdjęć z Mikołajek...
I wracam do sprzątania - dziś kuchnia...











Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...


-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

BYCIE MAMĄ...

Rośnie lista zadań domowych, które wymagają wykonania, szczególnie teraz przed świętami...
Rośnie lista książek, które chciałabym przeczytać...
Rośnie też lista filmów, które czekają na obejrzenie...

Dlaczego więc piszę ten post zamiast wykonywać zadania..., zamiast czytać..., zamiast oglądać...?
Bo czuję taką potrzebę...

Bardzo dawno nie miałam takiej chwili, aby spokojnie usiąść przy laptopie i napisać kilka słów...
To mnie odpręża... pozwala na chwilę odciąć się od otaczającego mnie świata... 

nawet jeśli piszę o tematach trudnych czy związanych z moją codziennością...
Ktoś kto mnie zna i wie jak u mnie wygląda... powie... niech się weźmie do konkretnej roboty... a nie znowu pisze...
Ale dziś jest taki dzień, że muszę...
Muszę choć na chwilę odpocząć od codziennych obowiązków..., codziennych zadań..., codziennych trosk...
A pisanie właśnie taki odpoczynek mi daje...

Dziś cisza i spokój w moim domu...
Nawet radia nie załączyłam...
Cieszę się tą ciszą...
Choć zbyt długiej ciszy nie lubię... ale po tak intensywnych ostatnich miesiącach... tej ciszy mi naprawdę było potrzeba...

Dziś cała trójka moich pociech jest poza domem... w szkole... w przedszkolu...

Mało jest takich momentów...
Bardzo dawno nie było takiego dnia, abym była sama i mogła spokojnie pomyśleć... coś napisać...

Tyle tematów różnych w głowie... 
natłok myśli nieustających...... uczuć...

Ostatnie dni dały mi wiele do myślenia... były trudne... pełne lęku o zdrowie moich dzieci i bliskich... i niestety te dni się jeszcze nie skończyły...

Po raz kolejny życie dało mi odczuć...
... że bycie mamą to opanowywanie strachu, którego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić...
... że bycie mamą to odkrywanie w sobie ogromnej siły, o istnieniu której często nie mamy pojęcia...

Pamiętam jak okazało się we wrześniu, że moja najmłodsza -A- będzie chodzić do przedszkola, a pewna osoba powiedziała mi, że będę miała tyle czasu dla siebie, że nie będę wiedziała co z nim robić..., że będę odpoczywała i się ralaksowała...
Oj jak bardzo była w błędzie...

Los niesie nam zdarzenia, o których nawet nie myślimy i których nie chcemy...
Bo kto myśli o wypadkach, chorobach osób najbliższych... zanim się one wydarzą...

Ostatni czas... to uczucie lęku, który mi nieustannie towarzyszył...
lęku o zdrowie...
lęku o życie...
każda operacja... każda narkoza... to strach...
Teraz jest trochę łatwiej... bo już część jest za nami... choć i jeszcze trochę przed nami...


W takich chwilach tak bardzo podziwiam mamy... podziwiam rodziców... dzieci ciężko chorych... niepełnosprawnych... podziwam za to, że mają tak dużo siły i tak długo mają tę siłę... w tych ciężkich chwilach... dniach... miesiącach... a często i latach...

Wiem, że lęk o dzieci wpisany jest w matczyną miłość, a lęk przed śmiercią dziecka jest do pewnego stopnia naturalnym uczuciem, które towarzyszy macierzyństwu. Ale ja nie chcę tych uczuć do siebie dopuszczać... nie chcę ich odczuwać, nie chcę tych myśli w mojej głowie... chcę się cieszyć zdrowiem i życiem... 


Bycie mamą łączy się jednak z bólem i cierpieniem...
Bo jak ma nie cierpieć serce matki gdy patrzy na cierpienie dziecka...



Ostatni czas przypomniał mi inne oblicze matczynej miłości i troski...
Przypomniał, że ...
... Bycie mamą to poświęcenie... o każdej godzinie dnia i nocy... 
... Bycie mamą to opiekuńczość... to troskliwość... to delikatność... przy każdej czynności...
... Bycie mamą to odpowiedzialność... za dzieci...
... Bycie mamą to mądrość, którą musimy posiadać...
... Bycie mamą to łzy smutku, cierpienia, lęku...
... Bycie mamą to także czasem paniczny strach o dzieci...
... Bycie mamą to także złość ogromna i niemoc... gdy nie można pomóc własnemu dziecku... gdy nie można przynieść mu ulgi w cierpieniu...

Ale w tym wszystkim poczułam znowu tę radość z ujrzenia dziecka... tak wielką radość i tak wielką ulgę jaką czuje mama zaraz po porodzie, gdy po raz pierwszy ujrzy swoje nowo narodzone dziecko...

Bo bycie mamą to też łzy szczęścia...
Bo bycie mamą to radość każdej chwili...
Bo bycie mamą to miłość wielka...



Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...


-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

środa, 2 listopada 2016

POWTÓRKA Z ROZRYWKI... :(

Dziś będzie króciutko...

Nawet w sumie tylko na zasadzie zanotowania kolejnego wydarzenia w naszym życiu...
Niestety przykrego wydarzenia...

Może kiedyś czas pozwoli abym o tym trochę więcej napisała... dziś nie mam siły...

Miał być inny post... 
Post o pasji... i miłości do koni...
Nie o mojej pasji miał być to post... bo ja koni troszkę się boję...
Ale  pasji mojej najstarszej córy, która przeszło tydzień temu poprosiła mnie abym pojechała z nią do stajni na jej lekcje jazdy konnej...
Byłam, oglądałam, podziwiałam za zaangażowanie i odwagę...
Zrobiłam kilka zdjęć, którymi chciałam się tu z Wami podzielić...
Może jeszcze będzie okazja do pokazania tych kilku zdjęć, dziś tylko jedno...
Byłam dumna...


A dziś...
Dziś dalej jestem dumna, że jest taka dzielna...
Taka dzielna w znoszeniu bólu...

Moja najstarsza córeczka -J- na kolejnej lekcji jazdy konnej niestety spadła z konia...
Złamała sobie obie kości przedramienia prawego z przemieszczeniem... 
Powiem szczerze, że pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy... to ... "dobrze, że to tylko ręka..."
Ale nie jest dobrze... teraz jesteśmy w domu i czekamy na kontrolne RTG, które pokaże co dalej... czy będzie konieczna operacja czy nie...

Trzymajcie kciuki proszę, aby wszystko było dobrze...


A pamiętacie jeszcze ten post 16.6.16., opublikowany 4 miesiące temu?
Wtedy rękę złamała moja -O-, teraz mamy "powtórkę z rozrywki" w wykonaniu -J-...

Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

środa, 19 października 2016

UCIECZKA...

Tak się ostatnio zastanawiam, czy to normalne, że matka ma czasem ochotę gdzieś uciec, schować się przed wszystkimi?

Czy Ona - Matka, która tak tych dzieci pragnęła...
Czy Ona - Matka, która kocha swoje dzieci, jak nikogo innego na świecie...
Czy Ona - Matka, która by życie oddała za swoje dzieci...


Może w ogóle myśleć o tym aby choć na chwilę uciec gdzieś i pobyć sama...?
Czy ma do tego prawo... i nie tylko do myślenia o tym ale i do faktycznego pobycia sama ze sobą...?

Czy gdy potrzebuje bycia tylko w swoim towarzystwie i gdy o tym ma odwagę powiedzieć... to czy jest złą matką...?
Czy inne mamy też mają taką potrzebę...?

Czasem gdy patrzę na inne matki to wydaje mi się, że one mają więcej cierpliwości, więcej miłości, więcej zrozumienia dla swoich dzieci, nic nie jest wstanie wyprowadzić ich z równowagi, mają więcej czasu dla swoich dzieci, a przy tym mają wysprzątany cały dom, są pięknie pomalowane i ładnie ubrane...
A ja taka szara myszka przy nich jestem... i w domu mogłoby być bardziej posprzątane i cierpliwości więcej... i spokoju... i wytrwałości w postanowieniach...

Mam świadomość, że dzieci najwięcej uczą się obserwując nasze zachowania... 
Swoim przykładem pokazujemy im jak powinno się żyć... jak zachowywać się w konkretnych sytuacjach...
Wiem o tym... ale to jest takie trudne... gdy już brak cierpliwości po raz setny powtarzać... początkowo spokojnie... 
aby wyniosły plecak... 
aby posprzątały piżamy... 
i po śniadaniu, obiedzie czy kolacji wyniosły naczynia... 
aby kurtki powiesiły i buty ułożyły... 
i lekcje żeby odrobiły... 
i na instrumentach trochę pograły... bo przecież tak bardzo tego chciały... a teraz te chęci uciekają... gdzieś w siną dal... 
i żeby się wreszcie pośpieszyły...
Takie błahe sprawy... takie przyziemne... ale przecież to one składają się po części na nasze wspólne życie... nasze wspólne relacje...
Gdy mama musi ciągle chodzić i po wszystkich sprzątać... i o wszystko się prosić to potem sił i czasu brakuje na przyjemności... to więcej zdenerwowania wkracza w nasze życie i krzyku niepotrzebnego...
więc proszę i tłumaczę... że to dla wspólnego dobra... ale czasem to jak do ściany...

I wtedy właśnie przychodzi ta myśl... aby uciec... uciec gdzieś na chwilę... a nie ciągle gonić... sprzątać... gotować... pilnować... wozić... a czasem i myśleć za moje dzieci...
Ale tak uciec od wszystkiego... móc po prostu pospacerować... lub posiedzieć w ciszy i pomyśleć...
Nabrać dystansu do wszystkiego...
Po takim odpoczynku nabieram nowych sił... trochę więcej cierpliwości mam... przynajmniej przez jakiś czas...

Wczoraj miałam tę przyjemność pobyć sama w ciszy i pospacerować... 
i pogoda nie była najgorsza... 
ta możliwość pojawiła się dość przypadkowo i nie trwała zbyt długo... ale nawet czasem czterdzieści minut spokoju pozwala nabrać dystansu i energii... 
No i oczywiście gdyby nie inne osoby nie byłoby to w ogóle możliwe... dlatego dziękuję im bardzo...






Gdybym wiedziała, że będę miała okazje pospacerować nad zalewem, wzięłabym aparat... a tak tych kilka zdjęć zrobiłam telefonem...

Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

czwartek, 13 października 2016

JAK JA NIE LUBIĘ TAKIEJ JESIENI...

Ostatnie dni nas nie rozpieszczają...

Jest zimno i bardzo szaro...
Ciągle pada deszcz...
Dni robią się coraz krótsze...
Wydaje mi się, że wstaję w środku nocy..., bo przecież za oknem jeszcze ciemno gdy dzwoni budzik...
Gdzie podziała się ta piękna polska złota jesień...?
Brakuje słońca, ciepła i energii...
Dzieci chorują... jedno po drugim... a i mnie dzisiaj dopadło jakieś choróbsko...
Rano brak chęci do wstania z łóżka... a i potem w ciągu dnia trudno się zmobilizować do czegokolwiek...

W taką pogodę najlepiej zrobić sobie pyszną aromatyczną kawę lub herbatę z domowym sokiem malinowym i otulić się ciepłym miękkim kocem i powspominać słoneczne, wakacyjne chwile...
Poprawy humoru coraz częściej szukam w zdjęciach pełnych chorwackiego słońca...

Uciekam myślami do minionych wakacji... wspominam... i już planuję kolejne...

Tym razem odwiedziliśmy to samo miejsce w Chorwacji co w tamtym roku... a i tak zwiedziliśmy kilka nowych zakątków...
Do Chorwacji jeździmy po to aby cieszyć się słońcem... ciepłym morzem... 
Cieszyć się wspólnie spędzanymi ciepłymi, romantycznymi wieczorami...

 i pięknymi widokami...

Chcemy mieć pewność, że będzie ciepło i nie będzie padał deszcz... niestety nasze polskie bałtyckie morze choć piękne i urokliwe... nie daje 100% pewności na piękną wakacyjną pogodę...

Choć w tym roku i w Chorwacji zdarzyły nam się 2 chłodne i trochę deszczowe dni... 

Mieliśmy też okazję obserwować burzę nad chorwackimi wyspami...
Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć błyskawic, które co chwilę było widać na niebie...

Ale dzięki temu odkryliśmy nowe oblicze Chorwacji i jej klimatu...
Od samego początku Chorwacja i w tym roku zaczęła nas zaskakiwać...
Jeszcze w drodze na Zadarską riwierę naszym oczom pojawiła się dziwna mgła... która wyglądała jakby paliły się duże obszary... unosiła się w górę jak dym...

Trochę był to dla nas szok... bo w dzień, w który wybraliśmy się do Trogiru... padał deszcz... a temperatura na trasie spadła do 17 stopni C...
W ten pochmurny dzień, w drodze do Trogiru nad masywem górskim unosiły się piękne białe chmury... taka puchowa kołderka... zjawisko było przepiękne mimo chłodu... zdjęcia niestety nie oddają tego uroku... dodatkowo były robione w czasie jazdy samochodem...



Trogir nas bardzo nie zaskoczył...  
Jest ładnym miastem...
Wprawdzie nie zwiedzaliśmy wewnątrz zabytków (muszą jeszcze na nas poczekać - uznaliśmy, że z małymi dziećmi to nie zbyt dobry pomysł)...  ale...
Ale wydaje mi się, że jeśli ktoś był w Dubrowniku, który jest niesamowity, czy w Splicie a nawet w Zadarze... to inne miasta choć piękne już tak bardzo nie zachwycają...   

Myślę, że wiecie co mam na myśli...

To tak jak z Plitwickimi Jeziorami i parkiem KRKA... najpierw byliśmy w Parku Plitwickich Jezior, który wywarł na nas takie ogromne wrażenie, że jak potem pojechaliśmy do KRKA, to uznaliśmy że to nie jest to... piękny park ale już nas tak nie ujął jak Plitvickie Jeziora, mimo możliwości kąpieli przy wodospadzie... (zresztą woda była okropnie zimna)...

Albo Riwiera Makarska... te widoki... piękny kolor wody... masyw górski Biokovo... i te urocze małe miejscowości... jak ktoś najpierw pozna tę riwierę i się w niej zakocha, to potem szuka tego gdzie indziej...

Obecnie, ze względu na małe dzieci w naszej ekipie, decydujemy się na wyjazdy bliższe... Nasz wybór padł na Północną Dalmację, a dokładniej Riwierę Zadarską... i ją na razie odwiedzamy i zwiedzamy...
Głównym dla nas obecnie atutem jest brak kamieni w wodzie... 
Dzieci mogą bezpiecznie i wygodnie bawić się  w morzu, bo na dnie jest drobniutki żwirek, który jest jak piasek, tylko jest ciemno szary...
Dzieciom nawet udało się z niego robić różne budowle...

Podobno ta część Adriatyckiego Wybrzeża, na której znajduje się Riwiera Zadar jest najbardziej różnorodna, obfituje w małe zatoki, wyspy i wysepki...
Pomału ją odkryjemy... i jej piękno... bo całe wybrzeże Chorwackie jest na pewno piękne...
Na tym kawałku wybrzeża Morza Adriatyckiego rozpościera się wiele starych miasteczek z bogatym dziedzictwem kulturowym...
Najważniejszym miastem riwiery jest oczywiście Zadar ze swoją bogatą historią i licznymi zabytkami...
Innym ważnym historycznym miejscem w okolicy, który odwiedziliśmy jest Nin – miasto królów. Bardziej na północ jest miasto Biograd, które było kiedyś miejscem koronacyjnym królów...
Następnym razem chcemy wybrać się na jakieś wyspy, chcemy zobaczyć Pakostane, położone z jednej strony nad morzem, z drugiej nad jeziorem Vransko i pewnie jeszcze kilka innych miejsc...


Ale miało być o pięknej słonecznej Chorwacji a jak na razie to o deszczu i o zabytkach...

O miejscach, które odwiedziliśmy postaram się w niedalekiej przyszłości trochę napisać...
a teraz zdjęcia z pięknej słonecznej Chorwacji...






Dziękuję, że tu zajrzałaś/-eś i zapraszam ponownie.

-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

poniedziałek, 10 października 2016

MÓJ DOM...

Pomału dociera do mnie, że mój dom nigdy nie będzie jak te z blogów wnętrzarskich czy kolorowych magazynów...

Uwielbiam jasne, białe i szare przestrzenie, białe meble, cegłę, piękne dodatki...

Uwielbiam czytać i przeglądać blogi, gdzie pokazujecie swoje piękne domy czy mieszkania... nawet mam kilka ulubionych...

Zachwycam się zdjęciami Joasi prowadzącej blog My little white home.
Pięknie zaaranżowała swoje mieszkanie, w którym mieszka wraz z mężem i trójką swoich dzieci, no i psem jeszcze...
Z niecierpliwością czekam na nowe posty Ani, prowadzącej blog Mój dom - moja przystań, która jest bardzo kreatywną osobą i  z wielką subtelnością urządza swój nowy dom...
Jest jeszcze kilka innych blogów, do których chętnie zaglądam i szukam inspiracji na to jak udekorować mój dom...

Ale im więcej przyglądam się tym blogom... i obserwuję przyzwyczajenia i zachowania mojej rodziny, tym częściej dociera do mnie, że prędko nie nadejdzie ten dzień, w którym siądę na fotelu a wokół mnie będzie porządek, kwiaty w wazonie i wnętrze urządzone z gustem i pasującymi do siebie rzeczami...
Coraz częściej mam wrażenie, że nigdy nie będę miała pięknego i uporządkowanego wnętrza, w którym każdy element będzie stanowił nieodłączną wizualną całość...

Czasem jak patrzę na mój dom to wydaje mi się, że takie wnętrza, o których ja marzę, nie istnieją i nie mają prawa istnieć... 
A na pewno nie mogą istnieć w domach, gdzie są dzieci... 
Czasem wydaje mi się, że to nie możliwe, aby w tych domach ktoś w ogóle mieszkał i jeszcze chodził do pracy na 8 godzin, ogarniał dzieci, męża i gotował wyśmienite dania...
A kiedy czas na urządzanie, zmianę dekoracji... i poszukiwanie tych dekoracji... 
Choć przeczą temu zdjęcia na blogach, które przeglądam...
A utrzymanie porządku w tych domach jest chyba jednym z najważniejszych kluczy do sukcesu...

Dodatkowo, czas się przyznać przed samą sobą, że ja niestety nie mam zdolności dekoratorskich... 
Nie potrafię stworzyć przestrzeni, którą będę mogła się zachwycać i którą będą zachwycać się inni... 
Wiem co mi się podoba...
Wiem jak chciałabym aby wyglądał mój dom...
Ale niestety nie potrafię tego wcielić w życie, nie potrafię złożyć tego wszystkiego w piękną całość i wykorzystać mebli i dodatków, które już mam...
Brakuje mi zapału i zdolności aby przerabiać i odnawiać rzeczy które mam, a które są ładne, tylko np. są w nieodpowiednim kolorze...
Trochę też się boję, że je po prostu zniszczę przez brak umiejętności...

Kolejna sprawa to pieniądze... podobają mi się piękne dekoracje, ale ich ceny zazwyczaj są dość wysokie jak na moje realia finansowe... a przerabiać i odnawiać nie potrafię i brak mi do tego zapału... albo dokładniej wytrwałości... bo zapał jest i chęci są... ale zabrać się i dokończyć już jest trudniej...
Ile ja się naczytałam i naoglądałam jak robić meble z kartonu, jak odnawiać i malować meble z fornirem (chciałam meble w kuchni przemalować) i wiele innych porad DIY, których nigdy nie wdrożyłam i nie wypróbowałam...

Czasem skuszę się i kupię jakąś ozdobę... ale staram się wtedy aby te pieniądze, które chcę na to przeznaczyć poszły też na szczytny cel...
I tak ostatnio wylicytowałam wspaniałą tabliczkę z przepięknym napisem, która pasowała idealnie na Naszą 12-stą rocznicę ślubu...
Pieniążki poszły na pomoc pewnemu chłopakowi a ja mogę się cieszyć piękną ozdobą...
I Was zachęcam do takiej formy pomocy... możecie kupić coś pięknego dla siebie lub jako podarunek dla innej osoby... 

Obecnie np. stoję przed wyzwaniem przemalowania komody Aspelund z płyty... Komoda jest brązowa... kupiona z 7-8 lat temu w Ikei... Do tej pory stała w pokoju gdzie pasowała do pozostałych szaf, ale musi zmienić miejsce... chcę ją wykorzystać... ale chcę aby była biała... czytałam o farbach kredowych... ale ich cena jest dość wysoka... czytałam, że jeszcze trzeba potem tę farbę zabezpieczyć woskiem... i obawiam się, że nie wyjdzie mi to zbyt dobrze... Poszukam w necie informacji i inspiracji... mam tylko nadzieję że na tym się nie skończy i komoda będzie ostatecznie biała... ;) i że mi się uda zrobić to dobrze, bo przecież pomalowanie komody to nie to samo co pomalowanie skrzynki po jabłkach... większa odpowiedzialność...

Tak sobie myślę, że może choć taras uda się zrobić w stylu, który mi się podoba...
Może uda mi się tak dobrać meble i dodatki aby do siebie pasowały...
Choć już napotykam na pierwsze przeszkody...
Chciałam mieć piękne białe firany (ew. zasłony) na tarasie... ale dotarło do mnie, że nasz kot nie odmówi sobie skakania po nich jak nawet delikatnie będą powiewały na wietrze...
Chciałam też mieć na tarasie leżankę z miękkim materacem i poduchami, aby można było wygodnie sobie na niej poleżeć... ale po pierwsze ceny są zabójcze... nawet chciałam wystawić starą sofę którą mamy w salonie (bo i tak w końcu będę musiała kupić nową) ale wtedy dotarło do mnie, że z tej sofy nie ściągnę materaca aby uchronić go przed zalaniem... a przy obecnej pogodzie widzę, że niestety mimo zadaszenia deszcz tak zacina, że i tak cała podłoga jest mokra... więc muszę mieć możliwość schowania poduch i materaca...
Mam też piękną drewnianą szpulę po kablu, którą chcę przerobić na stolik... ale czy mi się uda...
-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.