poniedziałek, 27 lutego 2017

SZCZĘŚCIE TO NIE PRZYPADEK...

A czas leci.. nie czeka zbyt długo…
A ja co dzień myślę o zmianie…
Zmianie swojego podejścia do życia…
Znacznie…
Chcę osiągnąć spokój, wolność, radość z każdej chwili…
Chcę znaleźć szczęście… te proste… prawdziwe…
Widzieć te szczęście w mojej rodzinie… w moim domu… w moim zwyczajnym życiu…

Dlaczego to jest takie trudne…
Dlaczego tak trudno jest odgonić od siebie te przygnębiające myśli…
Odgonić tę beznadziejność…
Odkryć w swoich bliskich ich miłość do nas…
Jak sprawić aby patrzeć na swoje życie z uśmiechem, ze szczęściem…

Widzę, że coś jest nie tak… widzę po moich dzieciach… one chłoną jak gąbki nasze postępowanie… i niestety stają się takie podobne do nas… jakich sami siebie nie lubimy…

Życie to nie przypadek… Szczęście to nie przypadek… Nikt nam tego szczęścia nie przyniesie, jeśli sami go w sobie nie ujrzymy… Tylko jak to zrobić… Odpowiedzi na to pytanie muszę poszukać… tylko gdzie… jak…

W sobie…?

Myślę, że czas skończyć z ciągłymi pytaniami, pretensjami, wkurzeniem na wszystko i wszystkich dookoła, czas skończyć z ciągłym żalem i frustracją, że ciągle ja wszystko… a oni nic…
Czas zacząć postrzegać moją rzeczywistość w jasnych barwach…
W słońcu, które tak uwielbiam, a które dziś pięknie od rana rozświetla moje życie…
Czas pozytywnie zacząć do wszystkiego podchodzić…
Czas zacząć tu i teraz, nie odkładać tego na potem, nie zastanawiać się jak to zrobić… tylko po prostu zacząć działać…

Mam nadzieję, że mi się to uda…

Chcę odzyskać radość dnia codziennego…, która gdzieś uciekła po drodze życia…
Chcę przez moje działania pokazać dzieciom, że je bardzo kocham… i że zawsze mi na nich zależy…

Wiem, że straciłam mnóstwo dni i ważnych chwil, przegapiłam dużo znaczących momentów…niestety czasu nie cofnę, ale muszę to zmienić…

Chcę przestać być smutna…
Chcę przestać czekać… bo niby na co czekać… muszę zacząć działać…

Czy to jest proste? Niestety nie, ale mam nadzieję że możliwe…

Czytam obecnie książkę „Dasz radę” ks. Jana Kaczkowskiego i Joanny Podsadeckiej… i choć po tytule spodziewałam się po książce czegoś innego… to widzę, że jest w niej zawarte wiele prawd, które mam nadzieję mi pomogą…

„Zawsze warto wsłuchiwać się we własne sumienie. Jeśli ono podpowiada człowiekowi, że w nowej sytuacji jest coś niepokojącego, należy tak odczuwalny dyskomfort sumienia potraktować serio.(…)”
ks. Jan Kaczkowski

Moje sumienie już dawno podpowiada mi że coś w moim postępowaniu i postrzeganiu mojego życia jest nie tak…
Niestety efekty tego już są widoczne w zachowaniach członków mojej rodziny…
Dlatego muszę zacząć działać… jak to mówią lepiej późno niż wcale…

Pierwszy krok, to pomyśleć o swoim życiu, jak o czymś, co zależy od nas, a nie od innych…

Mam nadzieję, że znajdę w sobie siłę to pozytywnego nastawienia…


Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających do mnie...
Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...


-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.

czwartek, 2 lutego 2017

CODZIENNOŚĆ...

Witajcie.
Jak wiecie dokładnie miesiąc temu wróciłam do pracy...
I niestety po tygodniu pochorowały nam się dzieci...
Przechorowały prawie 3 tygodnie...
Na szczęście z pomocą babć udało się zorganizować opiekę nad dziewczynkami... wiec nie musiałam od razu iść na opiekę...
Raczej niezbyt fajnie by to wyglądało jakbym od razu po 3 latach nieobecności w pracy poszła na zwolnienie lekarskie...
Choć nie ukrywam... źle mi z tym było, że dzieci chore a ja nie mogę się nimi zaopiekować w odpowiedni sposób...
Do tego jeszcze niespodziewany 3 dniowy pobyt w szpitalu i operacja -J-...
Jak pamiętacie moja -J- złamała w październiku rękę...
A jak nie pamiętacie to możecie sobie przypomnieć czytając o tym tu...
Nie napisałam Wam jednak tego, że niestety kości zostały źle nastawione w szpitalu, gdzie udzielili -J- pierwszej pomocy...
I po przeszło dwóch tygodniach od złamania... -J- musiała przejść kolejną operację... tym razem złamania i na nowo nastawienia złamanych kości... wstawiono jej wtedy dwa pręty stabilizujące...
Niestety jeden z prętów usilnie próbował się przebić przez skórę i w trybie pilnym musiała je mieć teraz usunięte...
Dzielna jest ta moja córeczka... tyle musiała ostatnio przejść...
Do tego mała -A- jest zaziębiona...

Jak widzicie dzieje się u nas ostatnio bardzo dużo... i niestety na bloga czasu brakuje...
Rozpoczęłam w domu kilka "projektów"... i nie mam kiedy ich skończyć...
Ze szkodnikami na storczykach dalej walczę...
Zaczęłam malować koszyki i tekturowe pudło... skończyła mi się farba... a teraz nie mam kiedy skończyć...
A jeszcze zamierzam pomalować komodę... niestety nie jest drewniana... jest to chyba jakaś okleina... więc trochę się boję efektu końcowego... i szczerze nie wiem jak się za nią zabrać... więc to świadomie jakoś odwlekam...
Dziś taka piękna pogoda... nasypało świeżego śniegu...
Słońce pięknie święci...

Dziś też pora pożegnać się z ozdobami świątecznymi...
Czas rozebrać choinkę...
Choć wiem, że u wielu z Was choinki już dawno rozebrane a po ozdobach świątecznych nie ma śladu...
Ale u nas taka tradycja rodzinna, że choinka i dom ozdobione są Bożonarodzeniowymi i świątecznymi ozdobami aż do 2 lutego...

Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających do mnie...

Dziękuję za tę chwilę poświęconą na przeczytanie mojego posta...
Zapraszam ponownie...


-Dorota-
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.